Archiwum 08 października 2004


paź 08 2004 nie wroci...nie przyjdzie...
Komentarze: 24

Heh...dzis kolezanki widzac moja radosc siedzialy z bananami na mordkach i sie tylko patrzyly...ja skakalam z radosci..."czemu ja mam takie szczescie" - pytala...a teraz jest inaczej...ciesze sie...ale mam problem...taa...to bylo najglupsze co moglam zrobic...tak to rozegrac...i wiecie co teraz zrobie? zrobie cos glupiego...uciekne...uciekne od Nich...od wszystkiego...po prostu przestane kochac...przestane w ogole rozmawiac...spogladac...przestane...moze bedzie mi dobrze samej?...mimo, iz tak bardzo tego nie chce...; to jest naprawde trudne...ale ja nie moge sie rozerwac...mimo, iz jest to chyba moje marzenie...chcialabym sie ulotnic jak pyl...bo to wszystko mnie meczy...i to jak...nie chce wspolczucia...nie chce niczego...moze niewielkiej pomocy...ehh...poprosze odrobiny pomocy, odrobine uczucia, odrobine wyrozumialosci i tolerancji oraz odrobine luzu ;D Prooosze...
Heh...notka bez sensu...bez ladu i skladu...ale ja sama taka jestem...rozdarta z uczuc...mam metlik w glowie...:

"Jesteś dla mnie wszystkim, wszystko jest Tobą
Nie mogę zebrać myśli, kiedy jesteś obok.
Jesteś dla mnie wszystkim, wszystko jest Tobą
W radości i w smutku, chce byś był obok."  

Zapytasz do kogo to? A ja Ci nie odpowiem...

Kochajmy Boga bo jest dobry...kochajmy zycie i swoje problemy, z ktorymi sobie nie radzimy :

Piiiiiiiiiiiiiiis :

swiruska : :